wtorek, 7 maja 2013

Kolejny raz...

Anioł nigdy nie upada. 

Diabeł upada tak nisko, że nigdy się nie podniesie.

Człowiek upada i powstaje...



niedziela, 9 września 2012

Life doesn't have to be perfect to be wonderful

W sumie nic się nie zmieniło. Tylko data się zmieniła.
Nie wiem dlaczego nie pisałam... tak po prostu. A dziś wróciłam..przeczytałam kilka starych postów i po prostu wróciłam. Bo to lubię.

Jest jedna rzecz, która mnie męczy od kilku miesięcy. O której chciałabym pisać, którą pragnę rozważać...ale nie mogę. Mogłoby to się źle dla mnie skończyć. Co najmniej prokuratorem i utratą pracy.

Życie mi mija. Ciągle tylko mi a nie jakimś tam nam.
Przeczytałam dziś dobry tekst " Bądź z kimś kto Cię uszczęśliwia" Czy jestem?

nie wiem...
ale liczę na to, że się wkrótce zmienię i zostanę :)
I że będzie różnie... raz lepiej i...raz lepiej :P


sobota, 21 stycznia 2012

kolejne Wielkie Porządki!

Nie rozumiem własnego sposobu działania... kiedyś nie znosiłam sprzątać...teraz chyba nadal tego nie lubię, ale...robię to dość często. I za każdym razem gruntowniej!
Włączam jakieś seriale (dziś Majka ;/) cokolwiek byle coś gadało (TV nie posiadam a muzyka...no muszą być seriale, że niby jakieś osoby, coś się dzieje).
Zaczęło się od rozbierania choinki. Wyrzuciłam nawet bukiet panny młodej, który złapałam na październikowym weselu przyjaciółki z Krakowa. Nie chcę już wierzyć, że w czymś mi pomoże...no chyba, że w hodowli kurzu :)
Poza tym spakowałam do ogromnej walizki wszystkie ubrania, które obecnie nie nadają się do chodzenia - się utyło po rzuceniu fajek to się ma ;/ Jeśli w przeciągu pół roku nie staną się znowu dobre to je wyrzucę...choć są to najlepsze rzeczy z mojej szafy :(
No i szukam paragonu za czajnik, który się popsuł... wszystkie paragony mam w jednym miejscu i ten też tam był, ale już raz go przyszykowałam do reklamacji...nie poszłam więc się zapodział.
Szukam znowu dziury w całym swoim zyciu.

Zawiodłam się na nim...na Koledze z pracy. Tzw. zauroczenie przeszło mi jakieś...2 miesiące temu, ale byliśmy blisko, do niego mogłam bez ogródek napisać o tym co zaszło między mną a romansem i o tym czego się boję...Ale zaczął się z kimś spotykać. Z kimś kogo oboje znamy i...to czego się boje nie pozostało już tylko między nami. Już mu nie ufam... Po prostu. Trochę to zabolało.


I boję się.
We wtorek operacja. Narkoza. A potem znowu ból... Gdyby nie wizja tego, że nie będę już tak często myśleć o tym, że umieram z bólu pewnie ze strachu bym zrezygnowała.
Chciałabym jak najszybciej wrócić do pracy, do normalnego życia, ale podobno dwa tygodnie to MINIMUM zwolnienia. Oszaleję przecież!

Nie boimy się dlatego, że coś jest przerażające [...]. Coś jest przerażające dlatego, że się boimy...

niedziela, 8 stycznia 2012

wyznania kochanki cudzego męża

To chyba po tym zajściu przestałam pisać.
Tak. Spotkaliśmy się. Mój hiszpański Romans i ja. Problem w tym, że zrobiłam coś co z góry było skazane na zły koniec. Zaprosiłam go do siebie.
Wypiliśmy kilka drinków, przegadaliśmy kilka godzin - żonie powiedział, że umówił się z kumplami.
Jego dłoń wędrowała co raz wyżej po mojej nodze...wyżej i wyżej. Oboje wiedzieliśmy co się szykuje. Ja chyba wiedziałam już dzień wcześniej kiedy wracając z zakupów w tesco niosłam w reklamówce dwie paczki durexów. Mieszkanie było puste więc poszliśmy razem pod prysznic. I uprawialiśmy sex. Cudowny sex. O niebo lepszy niż ten w Hiszpanii. I nie raz. I nie dwa... I uwielbiałam leżeć w jego ramionach i czuć jego oddech na moich piersiach i widzieć go nagiego na moim łóżku.
Z jednej strony wiedziałam, że tak może się to skończyć, z drugiej nie chciałam żebyśmy przekroczyli tą granice. Teraz on już jest żonaty. To nie okres narzeczeństwa. On JUŻ nosi obrączkę.
Poprosił żebym odprowadziła go na autobus. zliśmy niczym nie skrępowani mocno trzymając się za ręce - w końcu mieszka po drugiej stronie miasta. I całował na pożegnanie tak namiętnie...jak wtedy w Krakowie kiedy kończyliśmy nasz wakacyjny romans na peronie kiedy odjeżdżał do Warszawy. Nie przypuszczałam wtedy, że tak to się dalej potoczy... że przeprowadzę się do Warszawy, że w tym wielkim mieście przypadkiem się spotkamy.

Kilka dni spędziła na myśleniu o tym. Oprócz B. nie mogłam nikomu o tym powiedzieć.Przecież nie powiem koleżankom, że przyczyniłam się do zdrady skoro one są mężatkami...

Na święta poczułam się jak przysłowiowa kochanka...chciałam wysłać mu życzenia, ale bałam się. Co jeśli ona je przeczyta i zapyta od kogo to? Nie wysłałam.


Napisał w piątek.
Żona wyjechał na długi weekend. Chce się spotkać. Znowu go zaprosiłam. Wiedziałam, że skończy się w łóżku, ale...chciałam. Ten ostatni raz. I przy okazji wypić czerwonego francuskiego merlota z 2007 roku - wino, które moi rodzice dostali od pilota, czyli człowiek, który złamał mi serce i życie, kiedy pierwszy raz gościł u nich w domu. Pomyślałam, że to dobra okazja. Zamknąć dwa niechlubne etapy mojego życia w tym samym czasie. Nie miało to oznaczać, że chcę przestać się widywać z Romansem...tylko nie chcę być już romansem. Chcę być koleżanką.
Wino otworzyłam już przed kąpielą.
Przyjechał, przywiózł białe martini, które uwielbiam :) Rozmowy, wino, rozmowy, rozmowy, rozmowy... I zaczęliśmy się całować. I uprawialiśmy znów ten cudowny sex. Ten wspaniale odprężający sex. I te jego słowa, których nie chciałam nigdy usłyszeć...że gdyby miał drugi raz wybierać... TO CO??? Bo sex?? pffff!!!
A potem zadzwoniła Ona. Skłamał. Ale się wydało, że nie jest w domu. Szybko zbierał z podłogi swoje ubrania. Duszkiem wypił kieliszek martini. Przepraszał. Całował.
To chyba tak powinno być....
Powiedziałam mu... że chcę się z nim widywać, ale...na mieście na piwie. Że nie chcę już z nim sypiać...


Nie, nie zakochałam się :) Ale chciałabym...chciałabym by ktoś leżąc obok mnie spocony od sexu nie bał się, że za chwilę zadzwoni telefon i trzeba kłamać i wracać do... żony.

niedziela, 9 października 2011

a to wszystko psu na budę!!!

Kobieta to jednak jest dziwne stworzenie. Jak mam zrozumieć innych skoro ze sobą mam problem i nie potrafię sobie z tym poradzić?
Już jakiś czas temu usunęłam Jego nr. Po co mi on? skoro wiem, że piszę a on średnio odpisuję. w dupie mam taki interes. Usunęłam.
Dziś po południu rozlega się niesamowicie drażniący ucho mój dzwonek. Numer nie z książki więc odbieram zwykłym słucham i słyszę "to ja! co słychać?" i jeszcze ma czelność stwierdzić, że jestem zaskoczona. To chyba oczywiste, że jestem!
Po 3 minutach niby normalnej rozmowy dochodzi do sedna - trzeba mu dostarczyć L4 do pracy.  No cóż  - od początku byłam pewna, że o COŚ musi chodzić.
Przyjedzie. Przywiezie mi. Nie będzie robił problemu. On ma auto (a ja mam kartę miejską i nie jestem chora, ale ok).
I jak to ja - całą drogę myślałam jak to będzie. Co mu powiem. Jak się uśmiechnę. Jak zażartuje. Czy wejdzie...
Taaa...
Wejdzie! naiwna.

Był jakieś 30 minut temu. Podał mi świstek papieru, powiedział, że nic mu nie przechodzi i że słyszał o tym jak to wszyscy za nim tęsknią. A ja podobno zamknęłam się w sobie. Że niby ja??? ja??
Nie wszedł. Pojechał.

Jadąc do stolicy zastanawiałam się dlaczego do mnie ta prośba. Ok, kiedyś byliśmy na dobrej drodze do przyjaźni. Kiedyś. Zanim mi odbiło na Jego punkcie. Potem dotarło do mnie, że przecież jestem jedyną osobą z pracy, która wie gdzie mieszka. Więc to pewnie stąd. Ale okazało się, że przecież rozmawiał z D., który to podobno sprzedał mu tą rewelacje o moim zamknięciu.
I ja sobie już uroiłam rozwiązanie zagadki (pomijając fakt, że 20 minut temu trzymałam się wersji, że przyjechał do mnie bo chciał mnie zobaczyć ;/ ). Zadzwonił do D., ale ten pewnie nie miał czasu, nie było go, albo coś w tym stylu. Więc chcąc nie chcąc zostałam ja....

Po co kobiety tak wszystko utrudniają?
I co się miałam nie zamknąć w sobie? straciłam wieloletnią przyjaciółkę a Ktoś mnie unika (nawet mam prawo sadzić, że rozchorował się specjalnie!)

środa, 5 października 2011

na huśtawce

Każdego dnia mam ochotę napisać, ale...sama nie wiem - mam wrażenie, że tak wiele musiałabym tu streścić.
Czasem jest dobrze, ale w ogólnym rozrachunku zachowuję się ostatnio jak głupia nastolatka.

Tak. Zakochałam się.
Tak. W Koledze z pracy.
Tak. Bez wzajemności.

Niestety nie może być zbyt prosto. Bo generalnie zawsze starałam się przestrzegać zasady by nie zakochiwać się w kimś z kim nie mam nawet najmniejszej szansy być... Tutaj też wydawało mi się, że szansa istnieje, ale... jakoś chyba tylko mi się wydawało.
Jego gesty, słowa, czyny - bywały chwile kiedy sądziłam, że to wszystko nie jest jednostronne. A potem przychodził kolejny dzień i rozczarowanie.
Potrafi śpiewać mi w pracy przy znajomych "O <moje_imię>, Ty moja ślicznotko", a potem nie zamienić ze mną słowa przez cały kolejny dzień.
Zgarnął mnie kiedyś z ulicy i zawiózł do domu tylko dlatego, że widział mój zły humor.
Kiedy byliśmy na imprezie u niego - paliłam ja, Kiedy potem on był ze znajomymi na obiedzie u mnie - palił. Mimo tego, że on gani mnie a ja jego.
Dziś zapytałam co ostatnio tak zmienił image i w koszulach codziennie przychodzi a on...zauważył, że mam nowy kolor cienia do powiek (sic!!!).

A tak naprawdę wszystko chyba się popsuło przez wesele. Przez wesele, na które chciałam iść z nim, ale nie miałam odwagi go zapytać. Tydzień przed zapytała Go I. twierdząc, że takie wyjazdy są najlepszym sposobem na określenie status quo. Zaśmiał się, że chętnie, ale mieliśmy obgadać to na drinku w weekend. Miałam jechać do Niego z kolegą, ale ten się rozchorował a ON nie napisał żebym w takim razie przyjechała sama.
Nie pojechał ze mną... Stwierdził, że zawaliłam bo za późno dałam mu znać.
Z mojej perspektywy - gdyby tylko chciał...

A wesele i tak było bardzo udane :) Wytańczyłam się z Usiem (najlepszy przyjaciel, ale mieszka w Krk) tak, że w poniedziałek nie mogłam chodzić po schodach - takie miałam zakwasy :) I bukiet przywiozłam do Wwa...szkoda tylko, że został rzucony z premedytacją :) więc się nie liczy...

Za 2 tygodnie kolejne wesele... Uś wie o co chodzi z Kolegą_z_pracy i sam zapytał czy nie chcę z nim iść. Razem z I. zrobiłyśmy kolejne podejście (oczywiście wszystko w formie żartobliwej rozmowy), ale nic z tego...
Czas się ogarnąć. Ot co!
I mimo wszystkich pozytywnych ukłonów w moją stronę powiedzieć sobie DOŚĆ! Zabrać swoje zabawki i wrócić do domu. Moje życie jest wystarczająco skomplikowane bez miłostek i zachować na skalę piętnastolatki, która nie znosi weekendu bo w weekendy nie ma szkoły czyli nie widzi na korytarzu ukochanego. Bleeeee...
Na dodatek miałam dziś sen erotyczny z Nim w roli głównej :(

wtorek, 20 września 2011

czas powrotów

Nie było mnie. Owszem. Wakacje.
Ale i one minęły i trzeba było wrócić do pracy i Warszawy.
Czy było łatwo? poniekąd nie bardzo trudno.

Ale jest kilka zmian. Najważniejsza to ta, że zmieniłam mieszkanie i jest mi (póki co) znaaacznie lepiej.

Z internetem ciagle na bakier bo na początku go nie było a jak już się pojawił to...padł mi laptop i jest własnie w serwisie ;/
Ale będę bywać tak często jak się da...
Muszę pisać.
Dziś mi źle... znowu wraca jak bumerang po wakacjach kwestia "kolegi z pracy". Tylko, że po dzisiejszej nocy wydaje mi się, że nie ma to sensu...nie dla Niego.