niedziela, 9 października 2011

a to wszystko psu na budę!!!

Kobieta to jednak jest dziwne stworzenie. Jak mam zrozumieć innych skoro ze sobą mam problem i nie potrafię sobie z tym poradzić?
Już jakiś czas temu usunęłam Jego nr. Po co mi on? skoro wiem, że piszę a on średnio odpisuję. w dupie mam taki interes. Usunęłam.
Dziś po południu rozlega się niesamowicie drażniący ucho mój dzwonek. Numer nie z książki więc odbieram zwykłym słucham i słyszę "to ja! co słychać?" i jeszcze ma czelność stwierdzić, że jestem zaskoczona. To chyba oczywiste, że jestem!
Po 3 minutach niby normalnej rozmowy dochodzi do sedna - trzeba mu dostarczyć L4 do pracy.  No cóż  - od początku byłam pewna, że o COŚ musi chodzić.
Przyjedzie. Przywiezie mi. Nie będzie robił problemu. On ma auto (a ja mam kartę miejską i nie jestem chora, ale ok).
I jak to ja - całą drogę myślałam jak to będzie. Co mu powiem. Jak się uśmiechnę. Jak zażartuje. Czy wejdzie...
Taaa...
Wejdzie! naiwna.

Był jakieś 30 minut temu. Podał mi świstek papieru, powiedział, że nic mu nie przechodzi i że słyszał o tym jak to wszyscy za nim tęsknią. A ja podobno zamknęłam się w sobie. Że niby ja??? ja??
Nie wszedł. Pojechał.

Jadąc do stolicy zastanawiałam się dlaczego do mnie ta prośba. Ok, kiedyś byliśmy na dobrej drodze do przyjaźni. Kiedyś. Zanim mi odbiło na Jego punkcie. Potem dotarło do mnie, że przecież jestem jedyną osobą z pracy, która wie gdzie mieszka. Więc to pewnie stąd. Ale okazało się, że przecież rozmawiał z D., który to podobno sprzedał mu tą rewelacje o moim zamknięciu.
I ja sobie już uroiłam rozwiązanie zagadki (pomijając fakt, że 20 minut temu trzymałam się wersji, że przyjechał do mnie bo chciał mnie zobaczyć ;/ ). Zadzwonił do D., ale ten pewnie nie miał czasu, nie było go, albo coś w tym stylu. Więc chcąc nie chcąc zostałam ja....

Po co kobiety tak wszystko utrudniają?
I co się miałam nie zamknąć w sobie? straciłam wieloletnią przyjaciółkę a Ktoś mnie unika (nawet mam prawo sadzić, że rozchorował się specjalnie!)

środa, 5 października 2011

na huśtawce

Każdego dnia mam ochotę napisać, ale...sama nie wiem - mam wrażenie, że tak wiele musiałabym tu streścić.
Czasem jest dobrze, ale w ogólnym rozrachunku zachowuję się ostatnio jak głupia nastolatka.

Tak. Zakochałam się.
Tak. W Koledze z pracy.
Tak. Bez wzajemności.

Niestety nie może być zbyt prosto. Bo generalnie zawsze starałam się przestrzegać zasady by nie zakochiwać się w kimś z kim nie mam nawet najmniejszej szansy być... Tutaj też wydawało mi się, że szansa istnieje, ale... jakoś chyba tylko mi się wydawało.
Jego gesty, słowa, czyny - bywały chwile kiedy sądziłam, że to wszystko nie jest jednostronne. A potem przychodził kolejny dzień i rozczarowanie.
Potrafi śpiewać mi w pracy przy znajomych "O <moje_imię>, Ty moja ślicznotko", a potem nie zamienić ze mną słowa przez cały kolejny dzień.
Zgarnął mnie kiedyś z ulicy i zawiózł do domu tylko dlatego, że widział mój zły humor.
Kiedy byliśmy na imprezie u niego - paliłam ja, Kiedy potem on był ze znajomymi na obiedzie u mnie - palił. Mimo tego, że on gani mnie a ja jego.
Dziś zapytałam co ostatnio tak zmienił image i w koszulach codziennie przychodzi a on...zauważył, że mam nowy kolor cienia do powiek (sic!!!).

A tak naprawdę wszystko chyba się popsuło przez wesele. Przez wesele, na które chciałam iść z nim, ale nie miałam odwagi go zapytać. Tydzień przed zapytała Go I. twierdząc, że takie wyjazdy są najlepszym sposobem na określenie status quo. Zaśmiał się, że chętnie, ale mieliśmy obgadać to na drinku w weekend. Miałam jechać do Niego z kolegą, ale ten się rozchorował a ON nie napisał żebym w takim razie przyjechała sama.
Nie pojechał ze mną... Stwierdził, że zawaliłam bo za późno dałam mu znać.
Z mojej perspektywy - gdyby tylko chciał...

A wesele i tak było bardzo udane :) Wytańczyłam się z Usiem (najlepszy przyjaciel, ale mieszka w Krk) tak, że w poniedziałek nie mogłam chodzić po schodach - takie miałam zakwasy :) I bukiet przywiozłam do Wwa...szkoda tylko, że został rzucony z premedytacją :) więc się nie liczy...

Za 2 tygodnie kolejne wesele... Uś wie o co chodzi z Kolegą_z_pracy i sam zapytał czy nie chcę z nim iść. Razem z I. zrobiłyśmy kolejne podejście (oczywiście wszystko w formie żartobliwej rozmowy), ale nic z tego...
Czas się ogarnąć. Ot co!
I mimo wszystkich pozytywnych ukłonów w moją stronę powiedzieć sobie DOŚĆ! Zabrać swoje zabawki i wrócić do domu. Moje życie jest wystarczająco skomplikowane bez miłostek i zachować na skalę piętnastolatki, która nie znosi weekendu bo w weekendy nie ma szkoły czyli nie widzi na korytarzu ukochanego. Bleeeee...
Na dodatek miałam dziś sen erotyczny z Nim w roli głównej :(

wtorek, 20 września 2011

czas powrotów

Nie było mnie. Owszem. Wakacje.
Ale i one minęły i trzeba było wrócić do pracy i Warszawy.
Czy było łatwo? poniekąd nie bardzo trudno.

Ale jest kilka zmian. Najważniejsza to ta, że zmieniłam mieszkanie i jest mi (póki co) znaaacznie lepiej.

Z internetem ciagle na bakier bo na początku go nie było a jak już się pojawił to...padł mi laptop i jest własnie w serwisie ;/
Ale będę bywać tak często jak się da...
Muszę pisać.
Dziś mi źle... znowu wraca jak bumerang po wakacjach kwestia "kolegi z pracy". Tylko, że po dzisiejszej nocy wydaje mi się, że nie ma to sensu...nie dla Niego.

środa, 6 lipca 2011

porządki

Kiedyś przeczytałam bardzo dobrze pasujące do mnie zdanie "We wszystkim mam bałagan, zaczęło dię od pokoju, przeniosło na życie". Ot co...
Generalnie to straszna ze mnie bałaganiara! Aż wstyd, że tak okropna. Za to jak zaczynam sprzątać to klękajcie narody! Bo najpierw muszę zrobić totalny rozpierdziel a dopiero potem wszystko układam.
Na bałagan w życie nie koniecznie mam jakiś wielki wpły więc zaczęłam od bardziej namacalnych sfer.
PRIMO - pokój w Wwa. To było w długi weekend i zajęło mi całe dwa dni i butelkę czerwonego wina (wolę nie wspominać skąd je miałam a było u mnie już z 1,5 roku). Dumna byłam z siebie. Wyrzuciłam NIEMALŻE wszystko! Sprawdziany, które mogły się kiedyś przydać (ale skoro nie zajrzałam do nich przez rok to czy zajrzę przez najbliższych 10 lat?? wątpię ). Nie wiedziałam, że mam tyle niepotrzebnych papierów i że one wszystkie mieszczą się w tak małym pokoju.
Zrobiłam porządek w papierach - przecież to któraś moja praca - powinnam nauczyć się odpowiednio segregować papiery, umowy, pity... ale tak jak mówiłam - jestem bałaganiarą! I tak roztrzepaną osobą, że aż sama się boję czy kiedyś własnego dziecka gdzieś nie zapodzieję.
SECUNDO - ogólnodostępny FB. Doszłam do dziwnego być może wniosku, że... za bardzo się uzewnętrzniam. Zdjęcia - cała masa, wszyscy wiedzą gdzie jestem, jaki mam nastrój - a co ja? ekshibicjonistka? Chyba wystarczy, że mam bloga... bloga mam bo lubię pisać ( i czytać :P znowu kupiłam trzy książki... nie no... kiedyś zwariuję - niby taki ścisły umysł a jednak mól książkowy :P gdyby ktoś chciał to można mnie już znaleźć tutaj pod tym samym loginem co na blogu :) tylko jeszcze nie do końca uzupełniłam tam swoją biblioteczkę ).
Co zatem zrobiła szanowna Dośka - Despera? :P Usunęła! Wszystko - choć nie samo konto. Usunęła wszystkie zdjęcia, poodczepiała też znaczniki, nie ma postów, linków - nic nie ma. Swoją drogą - niezłą historię przeczytałam :) Pominę również fakt, że kilka wpisów jakichś durnych aplikacji po prostu NIE DA się usunąć ;/ Mało tego - u mnie na profilu ich nie widać, ale inni jakoś widzą... Jedyne co sobie zostawiłąm to hasełko, które będzie mi teraz przyświecać "Bliska dla bliskich z dystansem do wszystkich"
TERTIO - lapek. Tak naprawdę najlepiej byłoby po prostu zrobić format C, ale mimo wszystko - szkoda byłoby niektórych rzeczy. I tego morza mp3, którego słucham raz na jakiś czas. Zwolniłam około 30 Gb - duma mnie rozpiera.
Robię dużo zdjęć, ale też sporo ich wywołuję by mieć papierowe pamiątki - prawda jest taka, że kiedyś sporo zdjęć zgrałam na płyty - nie otworzyłam ich jeszcze ani razu - nie licząc tego kiedy sprawdzałam co to za płyty.
Tak więc - niesiona falą impulsu - usunęłam pewnie z kilkanaście folderów. I tych ze wspomnieniami z byłej pracy i tych ze wspomnieniami o Tym_Nim. Może kiedyś napiszę - ale mimo tego, że to już ponad dwa lata - boli jakby było wczoraj więc... może zaczekam.

Jutro może zacznę robić porządek u rodziców w swoich rzeczach... dziwne, że kiedyś nie wyobrażałam sobie żeby coś wyrzucić a teraz... od roku, niektóre pudła od 6 lat - stoją a ja... nie myślę o tym co jest wewnątrz.

Kolega z pracy się wczoraj odezwał - rozmowa miła, przyjemna, rewelacji nie ma. Dla mnie ważne, że to nie ja się odezwałam. Tak - tęsknię. Tak - myślę. Ale chyba na początek na prawdę potrzebuję zrobić porządek w moim życiu żeby móc wplątywać się w jakieś głupie miłostki bez przyszłości - tak jakbym do tej pory za mało nagmatwała w swoim 27letnim życiu....
 

ps. błagam ANONIMOWYCH o podpisywanie się bo nie wiem komu odpisywać a czasem bym chciała...

sobota, 2 lipca 2011

moje ulubione zajęcie

No po prostu KOCHAM się pakować ;/
Mam nadzieję, że da się wyczuć ironię w tym zdaniu.
Nie znoszę się ani pakować ani rozpakowywać i jak zwykle robię to na ostatnią chwilę ;/
O 8 rano pociąg (a przecież jeszcze trzeba tam dojechać i o bankomat zahaczyć) a ja jestem... w proszku.
Zabrać 2 pary spodni czy 6 (licząc z krótkimi), czy będzie zimno czy ciepło, czy spakowałam odpowiednie buty (wybrać kilka pseudo najpotrzebniejszych par z 33 to nie lada wyzwanie).

Jutro wreszcie do domu, potem kilka dni w Krakowie i...wyjazd na pierwszy obóz - na początek Polska. Najgorsze, że to dopiero początek bo obozów mam w tym roku trzy a między nimi około 30 godzin różnicy (pominę nawet fakt, że na pierwszy wyjeżdżam z Krk, drugi z Wwa a trzeci znowu z Krk - tak mnie załatwili ;/ ).
Dzięki Ci Boże za Przyjaciół, którzy na urodziny sprawili mi wielką walizkę :) Mimo wszystko obawiam się, że może nie być wystarczająca :(

środa, 29 czerwca 2011

bez owijania w bawełnę

Tak.
Chciałabym wierzyć w to, że mu zależy.
Nie.
Nie zależy...
Pamiętaj dziewczyno, jak chłopu zależy, to żeby skały srały, a mury pękały, to znajdzie czas i sposób, żeby się z Tobą skontaktować. Więc przestań tu siedzieć jak ten ostatni osioł z telefonem w ręku, tylko idź, zapomnij o nim i przestań się łudzić.
Na szczęście jutro ostatni dzień do pracy i wreszcie wakacje :)
Nie wiem co tak naprawdę pozmieniało się między nami bo wyglądało to wszystko dobrze. Czasem myślę, że chodziło tylko o to, żeby miał kogoś w tej cholernej pracy z kim może pożartować, napić się i kto mu pomoże to wszystko ogarnąć. No i jestem. Oto ja. Stałam przed Tobą.
A Dlaczego uważam, że ta cała jego sympatia to psu na budę fotomontaż? Przez cholerny FB. Portale społecznościowe to jeden z czynników powodujących depresję - niewątpliwie i niech nikt nie próbuję się ze mną kłócić na ten temat.
Bo jeśli facetowi zależy to się sam odezwie... albo chociaż rozmowa jest prowadzona płynnie. A tu dupa :)
I głupia się odzywałam pierwsza bo wytrzymać nie mogłam to teraz mam - zero szacunku do własnego odbicie w lustrze :)
I po co mi te jego dwukropki z gwiazdką i ciumki na koniec skoro to nie jest szczere. Mam co chciałam! Teraz wakację więc się zapomni :)

Chociaż dobra - siebie nawet próbuję oszukać? Na wakacje mam inny plan :) Usunęłam wszystkie zdjęcia z ww. portalu - nikt mnie oglądać nie będzie - może zatęskni :) haha...
2,5 miesiąca może oznaczać dla mnie ciężką pracę by stracić parę kilo (po raz kolejny podejmuję wyzwanie actimela :P nie ma to tamto) a na koniec... może by tak wrócić do lekkiego blondu?

Sama to czytam i nie wierzę w to co pisze... zachowuję się jak jakaś nastolatka po uszu zadurzona w koledze z klasy, która postanawia przez wakację zrobić coś, żeby ten wreszcie ją dostrzegł. Ech...

Prawda jest taka, że ten facet ma wszystko (a przynajmniej sporo) cech, których pragnęłam u mężczyzny.
Jest po prostu taki... normalny. Pije, przeklina, jest romantykiem, dobrze prowadzi auto, jest zaradny, żadnej pracy się nie boi, chodzi ze mną do kościoła, nieźle się ubiera, słucha takiej muzyki jak ja... i najważniejsze, że przy tym wszystkim (bez wymieniania oczywiście tego WSZYSTKIEGO) jego wygląd zszedł daleko na drugi plan...

Te wakacje muszą mi przynieść coś dobrego. Jeśli same tego nie zrobią z własnej i nieprzymuszonej woli to... już ja je przymuszę :)

niedziela, 26 czerwca 2011

amba fatima - było i ni ma

Tydzień temu o tej porze byłam u Niego.
Przyjechał po mnie o 1..były %, rozmowy, śmiechy, wspominki... było wspólne łóżko.
I tyle.
I pojechałam do pracy po przespaniu nieco ponad godziny, on miał na później.
Ale sam fakt... byłam, jedno łóżko a on nic.
To chyba już jasne, że nic. Że to były tylko moje wyobrażenia.

I wyjechał.
Dwa miesiące wakacji pierwszy raz nie cieszą...mimo wszystko lubiłam kiedy był w pobliżu.

środa, 15 czerwca 2011

oby...

- Widzę, że bardzo chcesz o nim zapomnieć..
- Problem w tym, że ja nie mam o czym zapominać. Nie łączyło nas nic oprócz paru przypadkowych rozmów, uśmiechów i dróg. Po prostu każde jego słowo wywarło zbyt duże piętno na życiorysie. Byle korektor i ruch zegarka w przód to zmyje.



 

wtorek, 14 czerwca 2011

a little bit of... love?

Bo to nie miało tak być!

Nie tak to sobie zaplanowałam! Co ja gadam... w ogóle tego nie zaplanowałam! dupa!
Przecież od 2 tygodni regularnie wymieniam maile z pewnym D. I te maile naprawdę są dobre. I nawet byłam nimi podekscytowana. Byłam... Kiedy przez okres mojego L4 wymienialiśmy 2 dziennie to wiedziałam niemalże codziennie o której będzie następny... teraz jest luźniej już nie myślę tak o tym.

Byłam w Krakowie tydzień temu.
Z tym nowym anglistą z pracy bo akurat jechał więc skorzystałam z okazji.
To nie jest mój typ! Jest chudy (a ja wychodzę z założenia, że facet, który waży mniej niż ja nie jest facetem!), jest w połowie łysy a w drugiej ma kiepskie włosy. Ma wąskie usta... za wąskie na całowanie. Garbi się jak prowadzi - za bardzo się garbi.
Ale rocznik ma dobry :) bo mój :P choć wiedziona doświadczeniem (co najmniej pięciokrotnym) powinnam wiedzieć, że faceci w MOIM wieku są fajni jako kumple a nie fajni jako faceci :)
Ale on miał płytę ze starym polskim rockiem :) I pozwolił mi śpiewać cała drogę :) I całą drogę się wygłupialiśmy, i poważnie rozmawialiśmy i to pytanie
-Ty mnie lubisz?
- Tak,
- Ale tak lubisz, czy tylko tak?
- Lubię, a co?
Bo przecież go lubię :) Aczkolwiek odkryłam, że prawie go nie znam, choć okazało się, że tyle mamy ze sobą wspólnego...
I odwiózł mnie pod sam blok, i przyjechał po mnie w niedziele. Dostałam cole i magnum w białej czekoladzie na drogę. I odwiózł mnie do domu (tym razem spałam bo za szybko jechał). I nie chciał wziąć pieniędzy. I tyle.
A potem to L4. I wizyta kuzynki w niedzielę. Jej stwierdzenie, że może tak, że on, że fajny...
I kiedy tak wszyscy mówią, że może tak z Nim...
Dotarło do mnie i nie mogę się pozbierać.
Chyba mi zależy...Ale nie chciał dziś mojej muffinki...a ja założyłam dla niego czerwoną sukienkę. I czuję jak się płonął mi przy nim policzki, jak się rumienie, gdy ktoś o nim wspomni.
A on wyjeżdża na wakacje na wyspy... i śmieje się, że będzie dzwonił...
Ale dziś już wiem, że to są tylko żarty a do mnie dotarło i nie mogę sobie z tym poradzić.
Bo przecież on mi się nawet nie podoba...

środa, 1 czerwca 2011

i ta jego obrączka

Dzień Dziecków na szczęście odbył się w Łazienkach a nie w szkole :) A jako nauczyciela - pomocnika dostałam naszego nowego anglistę, którego nomen-omen bardzo lubię :)
Dziewczyny się śmiały, że wszystkie anglistki się wokół niego kręcą a on... kręci się wokół mnie :P
Ja tego nie widzę...
Owszem, miły sympatyczny a dzieciaki się dziś śmiały i robiły nam zdjęcia... ale... nie - ja nie wyciągnę przecież pierwsza ręki :)

Z drugiej strony widziałam się dziś z Romansem...zabrał mnie nad wisłę (pomyśleć, że mieszkam tu prawie 10 miesięcy a nad Wisłą jeszcze nie byłam ;/) przywiózł po piwku i wspominaliśmy hiszpańskie czasy wplatając w to relacje z naszych obecnych żyć...
I zeszliśmy nad wodę, i objął mnie znowu tak jak wtedy, i jak wtedy zaczął całować, i jak wtedy jego ręce błądziły po moim ciele... i tylko ta jego obrączka...

Po co on się żenił? ja wiem... z nas mogłoby też zupełnie nic nie być, ale... wiedział jak na siebie działamy, jak długo umiemy ze sobą rozmawiać...
Z drugiej strony - po co mi to?
Jest przecież anglista...


...rozpamiętując to co było, możesz stracić to co się rodzi.

wtorek, 31 maja 2011

gdzieś w końcu wyląduję

Albo w zakładzie dla umysłowo chorych albo w więźnieniu.
Moja osobista i prywatna całkiem klasa licząca sztuk 17 na pewno zaprowadzi mnie w któreś z tych miejsc - nie ma to tamto.
Choć w sumie to muszą się spieszyć bo mimo, że są klasą pierwszą warszawskiego gimnazjum to drugą już nie będę - tzn. klasa zostaje rozwiązana - część gburowata wredna chamska i jednym słowem po***ana została niejako poproszona o opuszczenie murów szkoły. Część przenosi się do szkoły o innym profilu a reszta... o ile zda to zostanie rozsypana po pozostałych równoległych klasach.
A ja od września (o ile dożyję oczywiście) dostaję jakąś nową bandę i znowu zacznie się ich poznawanie, a co najgorsze... poznawanie ich rodzicicieli ;/

Na dodatek ludzie w pracy działają na mnie jak płachta na byka - nigdzie nie spotkałam się chyba z taką gonitwą byleby być na przodzie! I ta wszędobylska hipokryzja!!! wrrrr!! tym większa im bliżej jestem z daną osobą ;/ ech, życie...



W tym wszystkim dobrze, że jest taka B, która dzwoni, prze 30 minut tłumaczy mi, że to nie ja jestem nienormalna, przez kolejne 10 omawiamy wspólne wino a ostatnich 50 przegląda ze mną ogłoszenia w poszukiwaniu idealnego dla mnie M i dyskutuję o kredytach... ile ona ma tych darmowych minut? :)

No i Wakacyjny Romans zadzwonił... widzieliśmy się ostatni raz jakichś... 5 miesięcy temu!
Czas się spotkać :) (ale już bez romansu) :P

niedziela, 29 maja 2011

nieodbyta randka

Po pierwsze... oba Michały zostały poznane na tym samym portalu czyli na sympatii.pl
Obaj poprosili mnie o nr telefonu i go dostali.
Dzwoniła do mnie Pani z homeBroker, z którą nie miałam ochoty rozmawiać a że miała telefon zaczynający się na 7 to sądziłam za każdym razem, że to ona.
Okazało się, że były 3 różne nr...

W piątek zadzwonił znowu. Odebrałam - Michał.
Umówiliśmy się na 11 w sobotę, że po mnie przyjedzie i pojedziemy na Piknik Naukowy. Miło bo i tak chciałam tam pojechać a to, że i jego to interesuję świadczy dobrze o stanie jego umysłu (widać stał w kolejce po rozum, choć mogę się mylić).
Wstałam o 9, wzięłam prysznic, ułożyłam włosy... miał zadzwonić o 10.30 żeby się dowiedzieć gdzie dokładnie ma przyjechać...

Czekając skończyłam czytać książkę.

Zadzwonił o 12, że dopiero się obudził, że szybko się ogarnie i przyjedzie... "Dziś już nie bardzo, ale może jutro?" No bo bez jaj! czekałam 1,5 h i dalej mam czekać? NO WAY!
Było mi głupio więc wieczorem napisałam smsa co by powiedział na spacer o 15? Odpisał, że fajna propozycja i że się jeszcze zdzwonimy w tej kwestii... ZDZWONIMY!!!!! i tak jak podejrzewałam - nie zadzwonił!

Owszem - jestem zła! i nawet mi przykro, ale widocznie tak musiało być... nic na to nie poradzę...
I zaczęłam myśleć nad tym, że... ja nawet nie wiem, który to był Michał... SIC!

Swoją drogą - poznawanie facetów przez net nie jest szczytem moich marzeń, w ogóle nie jest ;/ Ale gdzie nauczycielka ma okazję poznać fajnego faceta? bleeee...

Muszę się odchudzić! nie ma to tamto!

czwartek, 26 maja 2011

młodzieńczy tłuszczyk

Miałam być o 19.30 pod kolumną Zygmunta.
Jak to ja - nie byłabym sobą, gdybym przyszła na czas :) Spóźniłam się tylko 15 minut (oczywiście ostrzegłam), dzwonię a on, że zaraz będzie.
nie będę stała jak głupia pod kolumną więc powiedziałam, że w takim razie idę pod ten stary filar kolumny, który leży obok zamku.
10 minut, 12 minut... sms..."jesteś na miejscu?"
No i sobie myślę, co za durny facet pisze zamiast zadzwonić?
No nic... zobaczymy... Odpisałam, on znowu coś napisała, ale już nie miałam siły więc zadzwoniłam (znowu ja! sic!) i okazało się, że... stał obok (znowu sic!).
Zaproponowałam Mariensztat. Uwielbiam tamtą ciszę (tuż obok zgiełku planu zamkowego), ale nie dlatego chciałam iść właśnie tam.
Nie pokazałabym się z nim na mieście! a jakby mnie jakiś uczeń zobaczył to chyba bym się ze wstydu spaliła.
Młodzieńczy tłuszczyk. Nie znoszę tego!
Lubię jak facet ma mały brzuszek, ale bez przesady! i te piersi... i podbródek... i żeby jeszcze był zabawny, miał coś ciekawego do powiedzenia, ale nie... to ja ciągnęłam rozmowę robiąc z siebie super rozrywkową dziewczynę :)
Nie wytrzymałam zbyt długo. Nie minęło pół godziny kiedy powiedziałam, że to nie ma sensu bo ani rozmowa się nie klei ani nic... odwróciłam się na pięcie i czym prędzej zniknęłam mu z pola widzenia.

No cóż. Mi daleko jest do ideału fizycznego, ale mimo wszystko - nie, dziękuję, postoję.



Mam nauczkę na przyszłość - JEŚLI FACET NIE CHCE ZDJĘCIA OZNACZA TO, ŻE SAM WOLAŁBY SWOJEGO NIE WYSYŁAĆ.

wyjdź za mnie!

Takie słowa padły wczoraj z ust kolegi z pracy.
Już nie pierwszy raz pokój nauczycielski rozbrzmiał takim wyznaniem :) Szkoda tylko, że powody są tak prozaiczne. Kartka na Dzień Mamy...moja własna.
Od czasu do czasu robię takie małe cuda :)

Ale nie o tym miało być.
Chodzi o to, że już kilka razy usłyszałam to magiczne "wyjdź za mnie" ale nigdy nie było poważne. A to od współlokatora jednego za młodą kapustę z koperkiem, a to od drugiego za rosół, od wczorajszego kolegi to też już był drugi (co najmniej) raz.
A ja chciałabym tak po prostu, kiedyś od Kogoś. Czasem się martwię, że mogę tego nie dożyć.
I nie zamierzam oszukiwać samej siebie, że nie marzy mi się małżeństwo i rodzina, że tak dobrze mi samej. Mogę udawać przed innymi a nie przed sobą.
I mimo wszystko uważam, że każdy samotna w skrytości serca tak ma.

Czasami mam misję na SZUKANIE na siłę.
Dziś kończy mi się aktywacja na portalu sympatia.pl - miesiąc dość ciekawy, ale w sumie to bez żadnych spotkań. A może ja mam po prostu zbyt wygórowane pragnienia? całkiem możliwe biorąc pod uwagę, że daleko mi do ideału :)
Dziś o 19.30 randka na Starym Mieście - nie wiem jak wygląda ;/ najwyżej ucieknę :) ważne, że jest wysoki i starszy :)
A jak nic się nie zmieni to w weekend będę miała dwie następne - obie z sympatii (zdążyli w ostatniej chwili :P )

Nie lubię już pierwszych randek... ;/ ale bez nich się nie da.
wiem...durna jestem ;/

wtorek, 24 maja 2011

...łatwiej jest być samemu

Nie bez powodu mówiłam o szczęściu w samotności...
Nie myślałam, że będę wtedy szczęśliwa...

Myślałam, że jeśli kogoś pokocham i nic z tego nie wyjdzie mogę tego nie przeżyć.
Łatwiej jest być samemu.
Co jeśli nauczyłeś się, że potrzebujesz miłości a potem jej nie doświadczasz?
Jeśli sprawia Ci przyjemność i na niej polegasz?
Co jeśli ukształtowałeś życie wokół niej a potem się sypie?
Można coś takiego w ogóle  przeżyć?
Utrata miłości jest jak martwica.
Jak umieranie.
Z tym, że śmierć się kończy.
A to?
Może trwać wieczność...

Chirurdzy zawsze mnie tak jakoś nastawiają.
Strasznie się pomieszało, każdy cierpi. Jedni mają to czego pragną inni i odwrotnie. Nikt nie boi się powiedzieć "wynoś się" do osoby, którą kocha.
Ale to wszystko byłoby zbyt proste.
Może przyzwyczaiłam się do tego, że byłam kochana. Tak dawno temu byłam kochana i najważniejsza a teraz... nie potrafię znaleźć miłości.
Tak.
Znaleźć.
Bo szukam...
I dlatego właśnie jestem DesperaDośka.

czwartek, 19 maja 2011

Bo ona jest w ciąży.
To co, że nie planowała? ale teraz to ze dwa lata nie pójdę z nią na piwo i nie zapalę papierosa na jej balkonie.

A ona się zaręczyła.
To co, że zna go rok? jest szczęśliwa.

A oni kupili mieszkanie.
To co, że to ja ich poznałam? Mogą skorzystać z "rodziny na swoim" a ja nie...

I tak oto zrodziłam się JA. Kobieta, która nie umie być z nikim na siłę, ale ma wrażenie, że na siłę szuka tego z kim umiała by być.

a ja lubię plcek z jagodami

Na koniec każdej nocy szarlotki i sernika nie ma, ciasto brzoskwiniowe i czekoladowe są prawie skończone, ale zawsze cały placek z jagodami pozostaje nietknięty...
Coś z nim nie tak? - Nie, wszystko w porządku, tylko...ludzie dokonują wyborów. Nie można winić ciastka...
Po prostu...
Nikt go nie chce.