wtorek, 31 maja 2011

gdzieś w końcu wyląduję

Albo w zakładzie dla umysłowo chorych albo w więźnieniu.
Moja osobista i prywatna całkiem klasa licząca sztuk 17 na pewno zaprowadzi mnie w któreś z tych miejsc - nie ma to tamto.
Choć w sumie to muszą się spieszyć bo mimo, że są klasą pierwszą warszawskiego gimnazjum to drugą już nie będę - tzn. klasa zostaje rozwiązana - część gburowata wredna chamska i jednym słowem po***ana została niejako poproszona o opuszczenie murów szkoły. Część przenosi się do szkoły o innym profilu a reszta... o ile zda to zostanie rozsypana po pozostałych równoległych klasach.
A ja od września (o ile dożyję oczywiście) dostaję jakąś nową bandę i znowu zacznie się ich poznawanie, a co najgorsze... poznawanie ich rodzicicieli ;/

Na dodatek ludzie w pracy działają na mnie jak płachta na byka - nigdzie nie spotkałam się chyba z taką gonitwą byleby być na przodzie! I ta wszędobylska hipokryzja!!! wrrrr!! tym większa im bliżej jestem z daną osobą ;/ ech, życie...



W tym wszystkim dobrze, że jest taka B, która dzwoni, prze 30 minut tłumaczy mi, że to nie ja jestem nienormalna, przez kolejne 10 omawiamy wspólne wino a ostatnich 50 przegląda ze mną ogłoszenia w poszukiwaniu idealnego dla mnie M i dyskutuję o kredytach... ile ona ma tych darmowych minut? :)

No i Wakacyjny Romans zadzwonił... widzieliśmy się ostatni raz jakichś... 5 miesięcy temu!
Czas się spotkać :) (ale już bez romansu) :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz